31 sierpnia/1 września - refleksje
Pozostała 1 godzina i 23 minuty do końca wakacji. Za tyle zegary wybiją godzinę 00:00 i oficjalnie rozpocznie się dzień 1 września. Czy to nie za bardzo pesymistyczny wstęp?
Oczywiście, dla wielu ludzi to dzień jak każdy inny. A nie wyjątkowy? Chyba dlatego, że to pierwszy dzień miesiąca - mamy takich 12 w całym roku. Śmieszne, prawda? Nie?
Pytam niewłaściwych ludzi. Spytajcie uczniów jakie skojarzenia mają z dniem jutrzejszym. Nie wiem czy odpowiedzą z uśmiechem.
Pamiętam czas, gdy dopiero co dostałam świadectwo. Na zakończenie roku szkolnego udałam się z radością i czystą przyjemnością. Wtedy miałam tą cudowną świadomość, że przede mną całe 2 miesiące wakacji. Co znaczy żadnych ograniczeń na wypady poza dom, komputer do woli, nauka tylko z własnej, nieprzymuszonej woli. Co znaczy zapomnienie się. Oderwanie zupełne. Szkoła nie istnieje.
Nie będę wspominać, że czas szybko zleciał. Nie ma chyba większego lania wody niż to jedno głupie zdanie. Owszem, wakacje dobiegają końca, ale zawsze jest tak, że czas leci i wolniej i szybciej. Nie inaczej było z czasem tegorocznych wakacji.
Bywały chwile, kiedy chciałam wrócić do szkoły w środku wakacji. Teraz myślę, że byłam niespełna rozumu. Ale to oczywiste. Co mogę myśleć w ostatnim dniu wakacji? Rozleniwiona do granic możliwości. Paskudny stan. Czuję się jak wieloletni bezrobotny.
Może się wydawać, że majaczę, stwierdzając: wakacje są stanowczo za długie! Ale w każdej chwili życia stwierdziłabym tak samo, mimo tego, że teraz nie mam ochoty kończyć wakacji. Czas wolny powinien być rozłożony na kilka mniejszych części. A nie 2 miechy hurtem. Czuję się też podobnie jak po nafaszerowywaniu mnie przez długi czas narkotykami. A ja uzależniona, nie mogę przestać ich nie chcieć. I chcę ich nadal. Nadal chcę wakacji. Ale ich już nie ma. I czuję się jak ogłupiała, jak wyrwana z potwornie długiego snu. Jestem zaspana. Ale już szkoła mnie ocuci...
Nie będzie łatwo dotrzeć jutro do szkoły. Pokazać się tam. Ujrzeć (opalone)twarze znajomych z klasy. Nauczycieli zacierających ręce. Sam widok szkoły, jej szatni, korytarzy, klas... O zgrozo! Nie mogę!
Dnia 1 września na ulicach w pobliżu szkół spotykamy wiele młodzieży, przyodzianej w strój galowy. Czujemy się trochę zsolidaryzowani z nimi. Raźniej nam. Wiemy, że nikomu się nie chce, wszyscy iść muszą. Ludzie też patrzą na nas z pewnego rodzaju szacunkiem.
Czuję się trochę jak dawniej, jakbym szła z tatą do przedszkola. Pamiętam. Tata trzymał mnie na ręku, ja nie chciałam żeby mnie zostawił samą i trzymałam się poręczy, żeby tylko mnie nie zaprowadził do innych dzieci. Tylko, że teraz trzymam (proszę użyć imaginacji) wakacje. I nie chcę żeby odeszły. Ale odejdą. Taka kolej rzeczy.
Nie miałam wakacji w tym roku. Co? No miałam, ale nigdzie nie wyjeżdżałam. A nawet lepiej - uczyłam się. Wiem, ze nie mogę teraz narzekać i żałować, bo to nie był błąd na pewno. Nie wiem czy odpoczęłam. To się okaże. Zobaczymy czy będę mieć siłę uczyć się 10 przedmiotów na raz.. Start od jutra. Miła perspektywa.
Widzę, już widzę salę gimnastyczną z wielkim napisem: "witaj szkoło!". Słyszę przemówienie szanownej pani dyrektor. Jej życzenia samej pomyślności i wielu sukcesów w nowym roku szkolnym. I "dowcipne": stęskniliście się za szkołą, prawda? Och oczywiście!
Jeszcze mamy 31 sierpnia. Jest przecież 23:55. Ale czas pomyśleć mimo wszystkiemu optymistycznie o jutrze. Jakoś to będzie. Do weekendu - mini-wakacji blisko. Życie szkolne toczy się w rytmie: od weekendu do weekendu. Teraz nie mogę się zdobyć na uśmiech. Ale jutro na pewno się nie powstrzymam. W końcu to moja szkoła. Moja kochana.
Jest 23:59. Cieszymy się wakacjami!