Archiwum 20 lutego 2004


lut 20 2004 Chcesz być moim głupkiem?
Komentarze: 0

Chcesz być moim głupkiem?

 

Usłyszałeś kiedyś takie pytanie? Gdziekolwiek, kiedykolwiek? Słyszałeś? A chciałbyś usłyszeć? A od kogo spodziewałbyś się takie pytanie usłyszeć? A jak byś na nie zareagował, jak odpowiedział?

 

No więc mnie takie pytanie wleciało do głowy(albo mi się przyśniło?). Przypadkowo – jak większość ludzkich myśli. Wydało mi się ciekawe. Zapisałam je. Miałam nadzieję, że kiedyś je wykorzystam. Gdzieś.

 

Nie, nikogo tak nie zapytałam. Ale to pytanie często do mnie powracało. Powracało wraz z wizją sceny, w której w taki właśnie sposób składam propozycję chłopakowi, czy nie chciałby być moim „chłopakiem”. Ale to nie byłby najprawdziwszy chłopak. To byłby „głupek”, po angielsku fool.

 

To chłopak, który kocha dziewczynę, ona jego z całą pewnością nie. On ją ubóstwia, ona nim pomiata. On zrobiłby dla niej wszystko, ją jednak niewiele to interesuje. On kocha ją najszczerzej i najmocniej, ona nie zdaje sobie z tego w pełni sprawy. Nie wie, co to miłość. Ona ma nad nim znaczną przewagę – może nim „rządzić”. Przecież on zawsze zrobi, co zechce ona, Jego Pani.

 

A ona? Można nazywać ją dowolnie. Jako taką, która chce mieć „pewniaka”, chłopaka w kieszeni, który zawsze jest gotów do bycia z nią, do którego zawsze może wrócić, bez słowa tłumaczenia. Można także mówić o niej, jako dziewczynce, która lubi bawić się uczuciami chłopców, czasami nieświadomie raniąc ich. Kim jeszcze jest? Powiedzmy, że panią, która uwielbia być otoczona mężczyznami, ubóstwiana przez nich. Ale to wszystko nie musi być prawdą, to tylko przypuszczenia...

 

I dla kogo ten układ jest korzystniejszy, bardziej zadowalający? Jak wam się podoba?

 

I w tym momencie wybuch: to układ idiotyczny! Ale tylko pozornie. Parsknięcie śmiechem. To nie ja. I znów słyszę oburzenie w słowach: jaki idiota zgodziłby się na taki związek?! Zakochany. Co?! – szybko i z wyrzutem. Cholernie zakochany. I cisza. Nikt się już nie odzywa.

 

Bo zakochany, ale no tak - naprawdę, jest właśnie taki, jak opisany „głupek”. Jaki jeszcze jest? Często bywa zasępiony, oczywiście z jej powodu. Ale niczego jej nie zarzuca – broń Boże! A żeby nie powiedzieć zawsze, to prawie zawsze z jej powodu miewa złe nastroje, z których albo wyjdzie sam, albo ona mu w tym pomoże, albo będzie w nich tkwił i męczył się. Biedaczek. A powód tego stanu, choćby najbardziej błahy, bo powiedziała coś raniącego, była niemiła, smutna, nie miała ochoty z nim rozmawiać. Albo to jego wina - to on jest przewrażliwiony na jej punkcie, za bardzo ją kocha... On wie, że to jego wina, głupio się zakochał. Nie głupio, a nieszczęśliwie.

 

Poza tym jest uparty. Za największą wartość swego życia uważa właśnie tą jedyną miłość, która przychodzi tylko raz. Jest święcie przekonany, że właśnie ją odnalazł, więc jakże mógłby pozwolić jej odejść? Jak dać za wygraną? Wszak to właśnie cel jego życia. Nigdy nie straci nadziei, że może kiedyś... ona za jego wszystkie starania nagrodzi go swą miłością. Ale to nie może być traktowane jako „nagroda”. To przyjdzie samo, albo i nie.

 

Ale czasem, dzięki niej, bo przecież wszystko kręci się wokół Niej, czuje się cudownie, nikt tak jak ona nie potrafi go uszczęśliwić, ukoić duszy jednym uśmiechem, jednym słowem zmniejszyć jego tęsknotę, gdy są daleko od siebie. Choćby dla tych niewielu chwil, może poświęcić wszystko – samo przebywanie z nią to niemalże pełnia szczęścia.

 

A jak go rzuci? A no właśnie to nie jest tak, że jakby go rzuciła, albo raczej powiedziała: od dziś nie chcę cię więcej widzieć!(zacznijmy od tego, że do takiej sytuacji by nie doprowadził)to nie chciałby już żyć. Nie popełniłby samobójstwa, ale byłoby mu naprawdę ciężko. I nie wiem jak dalej wyglądałoby jego życie. Ale jakoś na pewno.

 

I kto wie czy taki układ, że nie mogą być razem, nie jest dla niego lepszy. Nie wiecie, o co chodzi? No a czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie ich jako szczęśliwą parę? No przecież, że to niemożliwe! Czy gdyby nawet tak było, to byłby w końcu szczęśliwy? Nie! Czułby spełnienie a to wcale nie jest miłe uczucie.

 

I co z tego, że udało mu się, że jest z kobietą, z którą pragnął być? To już koniec. Takie podejście do związku może się wydać bardzo młodzieńcze, niepoważne, można wręcz nazwać je zabawą...

I zaraz może nasunąć nam się na myśl pytanie: jak w takim razie powstają inne związki? I to jest inteligentne pytanie. Nie odpowiem na nie, a wysnuję założenie, które daje do myślenia: może wszystkie związki, które istnieją nie są w pełni szczęśliwe? I czy każdy jest z tym, z kim pragnąłby być? Dodam jeszcze, że wcale nie jestem pesymistką.

 

            A ktoś może smutno spytać: dlaczego głupek? Nie można jakoś ładniej nazwać tak bardzo zakochanej osoby? Można, pewnie, że można. Ale zdaje się, że moje określenie jest jednak najlepiej sformułowane i trafnie przystające do postawy osoby „głupka”.

 

            Wszystkich „głupków” przepraszam, choć nie ma za co.

 

***

 

*od razu widać, po której stronie stał piszący

orienne : :
lut 20 2004 Model miłości
Komentarze: 1

Model miłości

 

            Nie tak wyobrażała sobie miłość. Pierwszą miłość.

            Pierwsza miłość miała być najpiękniejsza i jedyna, która nigdy nie rdzewieje, do której zawsze ma się sentyment. Do której tak chętnie powraca się w wspomnieniach...

            Nie tak mieli się poznać. Nie rozmawiając na czacie. Mieli wpaść na siebie przypadkowo, idąc ulicą. Wtedy on zacząłby ją najmocniej przepraszać pomógłby jej podnieść torebkę i przybory do makijażu, które z niej wypadły. Później ich spojrzenia napotkałyby na siebie i już wtedy wiedzieliby, że to nie było ich ostatnie spotkanie.

            Nie tak miał rozwijać się ich romans. Nie mieli widywać się w szkole, na przerwach, gadać o zajęciach, które czekają ich za chwilę albo o nauczycielach. Nie mieli także spotykać się po szkole, a później iść do niego do domu na herbatę i ciastka. Nie miało być siedzenia na jego kanapie i w momentach ciszy nie miało być wstydliwego spoglądania w dywan. To nieromantyczne. W takiej chwili powinien ją pocałować.

            Nie tak miał ją poprosić o chodzenie. To była porażka. Zupełny brak uroku! Powiedział „pytam się teraz”. Och, czemu tak było! Zepsuł chwilę, która powinna być najpiękniejsza! Mógł ją zabrać do pięknego parku, gdzie spacerowaliby. Później, gdy nogi rozpoczęłyby ich boleć, usiedliby na ławeczce pod leszczyną. On wtedy uklęknąłby tuż przed nią, pocałowałby delikatnie jej dłoń i patrząc jej głęboko w oczy, poprosiłby, aby zechciała stworzyć z nim związek. Oczywiście to tylko snucie romantycznych historii.

Nie tak miał wyglądać jej związek. Nie miało być czystej fizyczności ze szczyptą rozmów, dla zasady, a miały być niekończące się rozmowy, miało być spacerowanie za rękę, wzajemne wspieranie się i rozmawianie o wszystkim wokoło. Miało być oczekiwanie, odliczanie minut do kolejnego spotkania. Nie było.

Miał ją kochać tak mocno, że serce pękałoby mu w chwili, gdy ona musi już iść. Jej partner, co prawda kochał ją, ale ona nigdy w to nie wierzyła. Na pewno mnie nie kocha – mówiła – wcale tego po nim nie widać. I dalej – jakby mnie kochał to zawsze miałby dla mnie czas. Zawsze. Zabierałby mnie na romantyczne kolacje, filmy do kina... a on nawet nie kupuje mi kwiatów! A tak lubię czerwone róże! Dzwoniłby do mnie codziennie i mówiłby do mnie stęsknionym głosem „kochanie moje...”. Gdyby mnie kochał to nigdy nie wypuszczałby mnie ze swoich ramion. Nie kocha mnie wcale!

            Miał być przystojny, silny... był chudy, niski, o przeciętnej urodzie, zaniedbany. Był zupełnie zwykły. Marzyła, by był podobny do Seana Connery’ego, Mela Gibsona, Toma Cruisie’a. Bynajmniej nie był.

            Dlaczego więc z nim była? I to jest dobre pytanie. Może całując jego usta, wyobrażała sobie, że należą one do ekranowego amanta? Może będąc w jego objęciach czuła ciepło kogoś innego?

Nie byli razem długo. Związek został zakończony przez nią. Miała go dość. Nie był jej marzeniem. Przestał nim być w chwili, gdy została jego dziewczyną. Wtedy właśnie całe wyobrażenie, opinia o nim obróciły się o 180 stopni. Był jej chłopakiem - to za dużo. To nie mogło trwać dłużej. Spełnione marzenia przestają nimi być.

Wolała kochać na odległość swoich ulubieńców ekranowych. Podziwiać ich, śnić o nich, mieć świadomość, że nigdy nie obejmą jej swoimi silnymi ramionami, że są nieosiągalni dla niej. I to lepiej. Marzenia są potrzebne. Marzenia są bez wad. Niektóre marzenia muszą pozostać niespełnione na zawsze.

To nie był dobry związek. Nie było tak, jak w filmach... nie kochał jej tak, jakby chciała, jak myślała, że się kocha. Ale czy nie wiedziała, że każdy kocha inaczej? Każdy inaczej okazuje miłość. Tak, to te filmy jej zaszkodziły...

orienne : :