Model miłości
Komentarze: 1
Model miłości
Nie tak wyobrażała sobie miłość. Pierwszą miłość.
Pierwsza miłość miała być najpiękniejsza i jedyna, która nigdy nie rdzewieje, do której zawsze ma się sentyment. Do której tak chętnie powraca się w wspomnieniach...
Nie tak mieli się poznać. Nie rozmawiając na czacie. Mieli wpaść na siebie przypadkowo, idąc ulicą. Wtedy on zacząłby ją najmocniej przepraszać pomógłby jej podnieść torebkę i przybory do makijażu, które z niej wypadły. Później ich spojrzenia napotkałyby na siebie i już wtedy wiedzieliby, że to nie było ich ostatnie spotkanie.
Nie tak miał rozwijać się ich romans. Nie mieli widywać się w szkole, na przerwach, gadać o zajęciach, które czekają ich za chwilę albo o nauczycielach. Nie mieli także spotykać się po szkole, a później iść do niego do domu na herbatę i ciastka. Nie miało być siedzenia na jego kanapie i w momentach ciszy nie miało być wstydliwego spoglądania w dywan. To nieromantyczne. W takiej chwili powinien ją pocałować.
Nie tak miał ją poprosić o chodzenie. To była porażka. Zupełny brak uroku! Powiedział „pytam się teraz”. Och, czemu tak było! Zepsuł chwilę, która powinna być najpiękniejsza! Mógł ją zabrać do pięknego parku, gdzie spacerowaliby. Później, gdy nogi rozpoczęłyby ich boleć, usiedliby na ławeczce pod leszczyną. On wtedy uklęknąłby tuż przed nią, pocałowałby delikatnie jej dłoń i patrząc jej głęboko w oczy, poprosiłby, aby zechciała stworzyć z nim związek. Oczywiście to tylko snucie romantycznych historii.
Nie tak miał wyglądać jej związek. Nie miało być czystej fizyczności ze szczyptą rozmów, dla zasady, a miały być niekończące się rozmowy, miało być spacerowanie za rękę, wzajemne wspieranie się i rozmawianie o wszystkim wokoło. Miało być oczekiwanie, odliczanie minut do kolejnego spotkania. Nie było.
Miał ją kochać tak mocno, że serce pękałoby mu w chwili, gdy ona musi już iść. Jej partner, co prawda kochał ją, ale ona nigdy w to nie wierzyła. Na pewno mnie nie kocha – mówiła – wcale tego po nim nie widać. I dalej – jakby mnie kochał to zawsze miałby dla mnie czas. Zawsze. Zabierałby mnie na romantyczne kolacje, filmy do kina... a on nawet nie kupuje mi kwiatów! A tak lubię czerwone róże! Dzwoniłby do mnie codziennie i mówiłby do mnie stęsknionym głosem „kochanie moje...”. Gdyby mnie kochał to nigdy nie wypuszczałby mnie ze swoich ramion. Nie kocha mnie wcale!
Miał być przystojny, silny... był chudy, niski, o przeciętnej urodzie, zaniedbany. Był zupełnie zwykły. Marzyła, by był podobny do Seana Connery’ego, Mela Gibsona, Toma Cruisie’a. Bynajmniej nie był.
Dlaczego więc z nim była? I to jest dobre pytanie. Może całując jego usta, wyobrażała sobie, że należą one do ekranowego amanta? Może będąc w jego objęciach czuła ciepło kogoś innego?
Nie byli razem długo. Związek został zakończony przez nią. Miała go dość. Nie był jej marzeniem. Przestał nim być w chwili, gdy została jego dziewczyną. Wtedy właśnie całe wyobrażenie, opinia o nim obróciły się o 180 stopni. Był jej chłopakiem - to za dużo. To nie mogło trwać dłużej. Spełnione marzenia przestają nimi być.
Wolała kochać na odległość swoich ulubieńców ekranowych. Podziwiać ich, śnić o nich, mieć świadomość, że nigdy nie obejmą jej swoimi silnymi ramionami, że są nieosiągalni dla niej. I to lepiej. Marzenia są potrzebne. Marzenia są bez wad. Niektóre marzenia muszą pozostać niespełnione na zawsze.
To nie był dobry związek. Nie było tak, jak w filmach... nie kochał jej tak, jakby chciała, jak myślała, że się kocha. Ale czy nie wiedziała, że każdy kocha inaczej? Każdy inaczej okazuje miłość. Tak, to te filmy jej zaszkodziły...
Dodaj komentarz