Komentarze: 0
Rano dzwoniłam do szkoły odwołać obiad(hehe który to już raz). W tym miesiącu więcej nie jem niż jem. Pytają "jak nazwisko?", ja odpowiadam i mam wrażenie, że chcą powiedzieć "aha, znów ty". Trochę gupio dzwonić, ale głupiej nie dzwonić - 3.5 to duzo kasy;). To moja kasa ale i mój głodny brzuch.. Mam też ochote powiedziec im: chyba panie rozumieją, że to czerwiec.. uczniowie mają w zwyczaju robienie sobie urlopu..
Rozleniwiłam się - bardzo. Szkoła jest na ostatnim miejscu moich obowiązków. Przecież może. Średnia godna pożałowania, ale mogę ZAPEWNIĆ[:P]że za rok będzie lepsza - w końcu ostatni rok liceum.
Dziś także mnie nie było w szkole. O 11:30 Piotrek opuścił szkołę i uciekliśmy do centrum - miejsce ludzi światowych. Zaciągnęłam go do baru mlecznego. Pysznie tam gotują:). Znów zaszaleliśmy za jego pieniądze - 11 zł. Później małe włóczenie sie po głównych ulicach Warszawy - Nowy Świat, Starówka i do domu.
Ludzie nie raz krytycznie się na nas gapili, widać nierozumieją potrzeb młodych. My wkurzamy ich, a oni nas. Ta ich powolność, niekiedy ich zawiść, głupota, płytkość..
Piotruś jest kochany, oczywiście, ale czasem mnie peszy - dobrze wie, że nie jesteśmy parą, a nieraz pozwala sobie na zbyt wiele. Korzysta z każdej chwili, kiedy może sie przytulić, pocałowac mnie, okazać czułość. Nie, nie potrafiłabym z nim być. Ale nie potrafiłabym też odebrać mu wszelkie nadzieje co do mnie. I tak jest - nie potrafię stworzyć związku - albo nie z tą osobą. A dziś idę jeszcze z nim na rower..
Jestem niepoukładana - i tak było zawsze.