cze 20 2004

Taki dzień


Komentarze: 1

- Leno, proszę cię, nie teraz.

Spławiła swą uczennicę w 3 sekundy lub przynajmniej uwolniła się od niej. Powiedziała to kategorycznym tonem, nie pozwalającym na żadne dalsze dyskusje. Za nic nie pozwoli by ktokolwiek czy cokolwiek zepsuło jej plany na dzisiejsze popołudnie. Uczniom udawało się to przez cały tydzień, ale dziś NIKOMU na to nie pozwoli. Ten dzień jest zbyt piękny. I rzeczywiście: za oknem świeciło słońce, zapowiadała się idealna pogoda na weekend. Tylko że nikt nie zauważył ciemnych chmur nadciągających z zachodniej strony nieba...

Była 15:17, a o 15:22 był autobus spod szkoły, na który musiała zdążyć by nie czekać kolejnych 10-ciu minut na następny. Miała więc jeszcze całe 5 na dojście do przystanku. Naprawdę dziś nic nie obchodziła ją uczennica Lena, której wystawiła zagrożenie. Wpadła jak bomba do pokoju nauczycielskiego, zabierając swój płaszcz i krzycząc w przestrzeń „do widzenia” do pozostałych nauczycieli. Przez szparę w drzwiach zauważyła siedzącą przed pokojem Lenę, która zerwała się na równe nogi, słysząc skrzyp drzwi pokoju nauczycielskiego, ale nauczycielka udała, że jej nie zauważyła, po czym zbiegając po schodach, skierowała się do wyjścia.

Już była na zewnątrz, kiedy poczuła na twarzy krople wody. Zaczęło padać, a ona oczywiście nie miała parasola. Machinalnie pomyślała: to przelotny. Dobiegła do przystanku autobusowego, po czym stanęła pod daszkiem kiosku. Autobus nie kazał na siebie długo czekać. Wsiadła do niego i zajęła miejsce przy oknie. Zdążyła jeszcze zauważyć Lenę idącą ze spuszczoną głową. Przy niej szedł chłopak. Coś do niej mówił, najpewniej ją pocieszał. Nie jest więc taka biedna: ma chłopaka... I już nie myślała o Lenie, przecież sobie poradzi.

            Zaczęła za to snuć wizje dzisiejszej randki z nowo poznanym kolegą z kursu języka angielskiego. Zamknęła oczy i już widziała siebie i jego idących alejkami Łazienek Królewskich, rozmawiających o swoich zawodach, opowiadających sobie najlepsze sytuacje ze swego życia, śmiejących się. To ich pierwsze spotkanie, więc wiele nie może oczekiwać. Jednak skłamałaby mówiąc, że nie pomyślała o pocałunku, którego już dawno jej brakowało. Wyobraziła sobie chwilę pożegnania, jego zbliżającego się do niej i wtedy, wtedy...

            Autobus mocno szarpnął i zatrzymał się. Usłyszała jeszcze głośne przeklnięcie kierowcy, później wszystkie drzwi autobusu otworzyły się i tego, co usłyszała, w ogóle się nie spodziewała:

- Wysiadać, zepsuty! – kierowca burknął jak do bydła.

Wybita niemal ze snu nie wiedziała co się stało. Kobieta obok niej przemówiła:

- Widzi pani, no zepsuł się. Za moich czasów to w ogóle nie było autobusów i nikt nie narzekał na ich brak. No a dziś my się już przyzwyczaili. Ech i jeszcze ten deszcz...

            Tak - deszcz był najgorszy. Zanim przesiadła się w inny autobus, deszcz zdążył zafundować jej obfity prysznic. Nie opuszczał ją jednak optymizm. Wrócę do domu, wezmę szybką kąpiel, przygotuję się, zjem coś i wyjdę – planowała w myślach. Jakby było mało, kolejny autobus utknął w korku, a czasu do spotkania ubywało...

            Do autobusu wsiadł pijak, który swym odurzającym zapachem(mieszanka trzech zapachów: moczu, alkoholu i śmietnika) wypełnił cały autobus, powodując u pasażerów skrzywienie ust i nosów - różnie.

            Gdy dojechała w końcu do domu, zorientowała się, że ma jedynie pół godziny na zrobienie wszystkiego, co zaplanowała. Bez zastanowienia skoczyła pod prysznic, na palniku swej kuchenki pozostawiając zupę do podgrzania, by zaoszczędzić na czasie. Po błyskawicznej kąpieli zastała kuchenkę zabrudzoną zupą, która jak łatwo się domyślić, wykipiała. Machnęła na to ręką, zajmując się swoim wyglądem. Włosy jak na złość nie chciały się ułożyć. Ale pomyślała: wygląd nie jest najważniejszy. Skoro już się ze mną umówił, musiał być zainteresowany całą mną.

Już miała wychodzić, gdy dostała smsa: Gośka, wybacz ale dziś muszę spędzić cały wieczór na nauce, dowiedziałem się że jutro mam zaliczenie. Poza tym ta pogoda. Głupio wyszło, ale taki już dziś parszywy dzień...

No właśnie – taki dzień. Poczuła, że grzywka, którą upinała dobre parę minut, opadła jej na czoło, w lustrze zobaczyła dwie smugi naokoło oczu, to rozmazany tusz do rzęs. W innym miejscu nałożyła za dużo podkładu.

Z obojętnością ściągnęła eleganckie buty na obcasie, zsunęła krótką spódnicę, zdjęła gustowną koszulę, w zamian założyła wytarte, przybrudzone dżinsy i rozciągniętą dresową bluzę. Siadła w fotelu i zaczęła przypominać sobie i analizować wydarzenia dnia, po czym chwyciła słuchawkę i wykręciła numer do Leny...

orienne : :
28 marca 2011, 14:20
Fajnie piszesz :) Pozdrowienia

Dodaj komentarz